Czytelnia

Media o nas  

Rozważania o przebaczeniu   

Kącik poezji  

TVP3, DOBRE HISTORIE,  ODC. 66    Link do VOD otworzy się w nowej karcie

W DRODZE DO EMAUS – Hanna Dębska, tygodnik Idziemy, nr 7 (439) z 16 lutego 2014 roku

Żałoba uczy, żeby doceniać każdą chwilę, bo nic nie trwa wiecznie – dzielą się refleksją członkowie Wspólnoty Osób Owdowiałych, która od ponad roku działa na warszawskim Grochowie.

W chłodne wieczory Elżbieta okrywa się marynarką, która wisi na fotelu. Mąż zostawił ją tam półtora roku temu, kiedy wrócili do domu z zakupów. Chwilę później stracił przytomność. – Myślałam, że żartuje. Do głowy mi nie przyszło, że on może umrzeć – przyznaje. Kilka miesięcy wcześniej przeszła na emeryturę. Planowali razem z mężem jeździć po świecie. – Teraz wiem, że nie warto odkładać swoich planów na później. Bo można nie zdążyć – mówi w zadumie.
W tym samym czasie zmarł też mąż Teresy Krynickiej. Zmagał się z chorobą już od kilku lat, ale do ostatniego dnia pracował. Rodzina wciąż miała nadzieję, że wyzdrowieje. – Po jego śmierci zupełnie nie wiedziałam, co robić. Trudno mi było poprosić kogoś o pomoc – opowiada. – Czułam, że potrzebne jest miejsce w Kościele dla takich osób jak ja. Po rekolekcjach ignacjańskich podjęła decyzję o założeniu wspólnoty. Dzięki wsparciu ks. Mateusza Matuszewskiego i ks. Andrzeja Dziedziula w listopadzie 2012 r. zorganizowała pierwsze spotkanie w praskiej konkatedrze na Kamionku. Przyszło kilkadziesiąt osób. Część z nich zdecydowała się uczestniczyć w grupie wsparcia prowadzonej przez psycholog Annę Putro z hospicjum domowego na Tykocińskiej.
– Kiedy opowie się o swoich przeżyciach, łatwiej znieść ból – wyznaje Wiesław. – Każdy z nas trochę mówił, trochę płakał…
Oprócz comiesięcznych spotkań są też wspólne wyjazdy: do Kodnia, do Zakopanego, na rekolekcje. Przed wakacjami wspólnota przyjęła nazwę: „W drodze do Emaus”. – Apostołowie po śmierci Chrystusa też nie wiedzieli, co się dzieje, nie poznawali Go – tłumaczy Teresa Krynicka. – Spotkanie ze Zmartwychwstałym pozwoliło im na przemianę, na odważny powrót do Jerozolimy i dawanie świadectwa. Motto wspólnoty brzmi: „Zamieniłeś moją żałobę w taniec” (Ps 30). Czy to możliwe? – Chodzi o odzyskanie wewnętrznej radości z tego, że Pan Bóg nas kocha – zwraca uwagę Teresa. Dodaje jednak, że dzieje się to powoli i stopniowo. Ona sama w pierwszym okresie żałoby po prostu chciała umrzeć. – Miałam wtedy poczucie, że życie pozagrobowe jest bardziej realne niż to rzeczywiste – wyjaśnia.
Jolanta bała się, że sama nie poradzi sobie z wychowaniem nastoletniej córki. Dorotę przerażały sprawy techniczne, którymi do tej pory zajmował się mąż. – Nie wiedziałam nawet, jak wkręcić żarówkę i gdzie są klucze do piwnicy – wspomina. Marek nie potrafił włączyć zmywarki ani wstawić prania bez instrukcji obsługi. Teresie trudno było na nowo odnaleźć się w gronie znajomych. – Kiedyś przyjaciele zaprosili mnie na imieniny, gdzie były same pary małżeńskie – opowiada. – Miałam wrażenie, że rozmowa toczy się gdzieś poza mną, jakby wszyscy bali się zapytać wprost, jak sobie radzę, czy mi pomóc.
Każde z nich wraz z upływem czasu stawało na nogi. Jolanta nie musiała spędzać samotnie wakacji, dzięki pomocy kuzynki, która zorganizowała wspólny wyjazd. Marek, by nie myśleć o smutku, zajmuje się pracą przy wykończeniu domku na działce. Dorota zapisała się na dodatkowe studia i wolny czas wypełniła jej nauka. – Poza tym poszłam na pielgrzymkę do Częstochowy, zbliżyłam się do Kościoła – podkreśla. – Kiedy mąż żył, to o Bogu myślało się tylko w niedzielę, nie było czasu na przykład na rekolekcje. Teraz łatwiej też pogodzić się z myślą o własnej śmierci.
– Kiedy człowiek ma całą rodzinę, zabiega bardziej o rzeczy materialne – dodaje Wiesław. – Po zderzeniu z odejściem bliskiej osoby zmienia priorytety, zwraca większą uwagę na sferę duchową.
Dla Jolanty lekarstwem na żałobę jest Eucharystia i adoracja Najświętszego Sakramentu. – To też bardzo łączy naszą wspólnotę – zapewnia.
Dziś stawiają już pierwsze kroki w przywołanym przez psalm „tańcu”. Czasem żartują, śmieją się. Ale to nie znaczy, że żałoba wygasła.
– Mam chwile, kiedy nagle zaczynają mi płynąć łzy, na przykład w autobusie, i muszę odwrócić głowę, żeby nikt nie widział – zwierza się Jadwiga.
– Jezus też płakał nad grobem Łazarza, chociaż doskonale wiedział, że istnieje życie wieczne – zauważa ks. Leszek Woroniecki SAC, duszpasterz grupy. – To normalne, że potrzeba czasu, by poukładać sobie życie na nowo, wypełnić pustkę. Jednym z celów naszej wspólnoty jest nauczyć się innej formy wyrażania miłości tym, którzy odeszli. Kiedyś można było się przytulić, kupić kwiatek, pocałować, teraz pozostaje modlitwa. To, że ciągle możemy pomóc bliskiej osobie, daje nadzieję i mobilizację.

Powrót do góry strony

PRZEBACZENIE JAKO DROGA DO WOLNOŚCI – Anna Łasiewicz

Miłość w praktyce to miłosierdzie, a po prostu – przebaczenie.

Św. siostra Faustyna powiedziała: „Jesteśmy najbardziej podobni do Boga, kiedy przebaczamy bliźnim.” Bóg jest Miłością, to wiemy. Najpiękniejszym argumentem, że Bóg kocha jest Jego miłość przebaczająca, ten rodzaj Bożej miłości jest nam najbardziej potrzebny, nieustannie potrzebujemy przebaczenia.

Dlaczego przebaczenie jest aż tak ważne? Jedną z głównych przyczyn dla których nasze modlitwy są niewysłuchiwane jest to, że w naszym sercu jest nieprzebaczenie. W życiu duchowym też są prawa, a jedną z kluczowych zasad w Królestwie Bożym jest życie w przebaczeniu. Większość katolików nie zdaje sobie z tego sprawy i wini Boga za posuchę w swoim życiu, za niewysłuchane modlitwy i inne sprawy. Mało kto łączy rzeczywistość nieprzebaczenia czy przebaczenia z tym, że nasze modlitwy są uzależnione od tej postawy. A Jezus, choćby w modlitwie Ojcze nasz podkreśla wagę przebaczenia. Zdanie „ i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” znaczy „tak jak Ja wam przebaczam, tak wy przebaczajcie, bo inaczej zgubicie to, czym jesteście.”(Mt6, 9-15). Mówiąc konkretnie, my, winowajcy Boga będziemy tak samo traktowani przez Niego, jak my traktujemy naszych winowajców na ziemi.

Jesteśmy grzesznikami, krzywdzimy innych nawet nie zdając sobie sprawy, że to robimy. Dopiero gdy ktoś inny nas skrzywdzi mamy problem, ciężko przeżywamy.
Są różne rodzaje krzywdy: krzywda, która się już dokonała, która trwa, gdy ktoś prosi o przebaczenie lub nie prosi o nie.
Przebaczenie naszym bliźnim nie polega na tym, że udajemy, że nic się nie stało, że nic nie szkodzi jaki jesteś względem mnie.
Krzywda jest sprawą tym trudniejszą, że zwykle jest niesprawiedliwa, niezasłużona, niespodziewana. Pierwszą naszą reakcją na krzywdę jest gniew i bunt. To są uczucia i są one niezależne od nas, sygnalizują zaistniałą sytuację. Z uczuciami należy postępować następująco:

    • poznać,
    • nazwać,
    • przyjąć,
    • zaakceptować.

Widać, że to jest proces, który może trwać i często trwa długo (do tematu uczuć powrócę w dalszej części).  

Przebaczenie nie jest:

  • negowaniem dążenia do sprawiedliwości,
  • zapomnieniem,
  • usprawiedliwieniem, pomniejszeniem czyjejś winy,
  • nie oznacza powrotu do czasu przed krzywdą,
  • poniżeniem człowieka przez powiedzenie lub danie do zrozumienia: „znaj mój gest”.

Przebaczenie jest:

  • decyzją woli, ale nie ujarzmieniem woli,
  • nie stanowi powrotu do czasu przed krzywdą,
  • przebaczyć oznacza zrozumieć, ale krzywda pozostaje krzywdą,
  • przebaczenie jest darem (bezwarunkowym),
  • przebaczenie jest z jednej strony łaską Pana Boga, z drugiej dużym wysiłkiem człowieka.

Przebaczenie to nie są uczucia, to nie jest moment ulgi gdy wszystkie złe emocje, myśli, stany odejdą. Ulga nie jest wyznacznikiem, że komuś przebaczam.    Przebaczenie to jest pozwolenie na to, żeby ten, kto skrzywdził odszedł bez sprawiedliwości. Odpuszczamy sprawiedliwość. My nie jesteśmy tymi, którzy mają tę sprawiedliwość wymierzyć. Przebaczenie polega na tym, że osoba skrzywdzona pozbawia się prawa, żeby oczekiwać sprawiedliwości, zostawia to Panu Bogu. Nie oczekujemy, że winowajca naprawi krzywdę, przeprosi.    Przebaczenie zwykle uwalnia. Oddajemy człowieka Bogu, który sądzi miłością i dlatego trochę się tego boimy, a co, jak mu Pan Bóg przebaczy? Przypomina to historię Jonasza, który nie chciał żeby Niniwici się nawrócili, gdyż wtedy Pan Bóg by im przebaczył. I tak się stało. Jesteśmy przekonani, że sprawiedliwość musi dokonać się według naszych reguł, kryteriów, że Bóg sobie nie poradzi.

Oddajesz Bogu, nie domagasz się sprawiedliwości, naprawienia krzywd.   To jest uwolnienie, przedtem to była niewola nieprzebaczenia, byliśmy z nim związani, niszczyliśmy się sami, blokowaliśmy możliwość postępu, rozwoju.    Wybaczenie to uwolnienie więźnia, który nie przebaczył, nie wybaczyłeś ojcu, matce, generalnie człowiekowi, to nie jemu wyrządziłeś krzywdę, tylko sobie. Dodatkowo, niewybaczenie wywołuje stałe napięcie w człowieku, stres, a to może spowodować zakłócenia w pracy organizmu, zwłaszcza układu kardiologicznego i nerwowego, możemy przekroczyć naszą zdolność radzenia sobie ze stresem.     Nigdy nie czekajmy na nastrój, w którym będziemy mogli przebaczyć, on nigdy nie przyjdzie, przebaczenie to jest decyzja woli.

Kilka wskazówek do przeżywania procesu prowadzącego do przebaczenia:

  • muszę uznać, że jestem zraniony, cierpię, boli mnie,
  • muszę określić stratę, jaką poniosłem, co straciłem,
  • jeśli krzywda jest ciągła, dalej trwa, mam prawo stawiać granice, nie dać się dalej krzywdzić,
  • muszę podzielić się z kimś, do kogo mam zaufanie, kto mnie wysłucha i nie oceni. Czasami trzeba to robić kilka razy, ale pozwala to nabrać dystansu,
  • zaakceptować gniew, naturalną reakcję na niesprawiedliwość i krzywdę. Ten gniew nie jest grzechem, staje się nim gdy prowadzi do własnego wymierzania sprawiedliwości, mszczenia się, gdy trwam w nim nie szukając właściwego rozwiązania,
  • gniew jest drogą do relacji, wyrażony gniew daje mi dystans do tego, co przeżywam,
  • muszę przebaczyć sobie, że się gniewam, uznać własną historię życia, w ten sposób wyjść z pozycji ofiary,
  • muszę zrozumieć winowajcę, on też ma swoją historię życia, uwarunkowania, ale krzywda pozostaje krzywdą,
  • moje przebaczenie dokonało się na krzyżu, zanim jeszcze nastałem, Bóg uznał mnie godnym przebaczenia, ważnym,
  • przebaczenie dokonuje się w sercu, najlepiej na modlitwie, najtrudniej jest przebaczyć sobie, choćby, że zaufałem niegodnemu, że dałem się tak podejść.

Jeśli byśmy nasze rany celebrowali przez lata, więcej powiedzą one o nas niż o winowajcy. Brak przebaczenia ludziom staje się przyczyną słabej relacji z ludźmi, za nie przebaczeniem może się kryć lęk przed pustką po nim, no bo co ja będę robił, myślał, gdy nie będzie już problemu.   Przebaczenie jest koniecznością, czasami możliwe jest pojednanie.   

Pojednanie jest krokiem po przebaczeniu, umożliwia powrót do jedności, ale innej.  Pojednanie jest możliwe gdy:

  • krzywdziciel uznał, że skrzywdził,
  • wyraził swoją skruchę.

Szukając materiałów do tej wypowiedzi trafiłam na „youtube” na homilię księdza Pawlukiewicza „Przebaczam Tobie, przebacz mi”. Pod koniec tej homilii ks. Piotr przytoczył świadectwo zakonnika, ojca Iwancica posługującego w Medjugorie. Spotkał on kobietę, która bardzo cierpiała i pytała jak się modlić za syna, który od dziesięciu lat ją nienawidził.  Zakonnik powiedział, żeby z Jezusem podążała w duchu do syna gdy jest sama w pokoju, w duchu patrzyła synowi w oczy i niech mówi:

  1. Wybaczam Ci, że…
  2. Wybacz mi to, że…
  3. Chcę Cię kochać miłością Boga, bezwarunkową,
  4. Dziękuję Bogu za Ciebie.

Po dwóch miesiącach ojciec otrzymał list od tej kobiety, że syn zadzwonił, przeprosił za wszystko i spytał, czy może wrócić do domu, wszystko obróciło się o 180 stopni.

Na koniec powiem o sobie, prawie 20 lat byłam we wspólnocie Odnowy w Duchu św. Odeszłam z niej, ale nie dobrowolnie, tylko zostałam wypchnięta przez panie, które uznały, że im zagrażam. Wtedy już byłam zaangażowana w duchowość ignacjańską, więc, żeby nie brnąć w złość odeszłam. Jedną z tych osób uważałam za wieloletnią przyjaciółkę, więc tym bardziej mnie bolało. Zwłaszcza, że kobieta opowiadała wszystkim, którzy ją pytali, że ona nie wie, że ja sama, itd. Przebaczyłam, ale dalej mnie gnębiło poczucie krzywdy, trwało to już ponad dwa lata, aż po tym czasie w okolicy Wielkiej Nocy miałam taki dyskomfort, że poprosiłam telefonicznie tę kobietę o rozmowę, żeby wyjaśnić sprawę. Zgodziła się, ja zaczęłam prosić wszystkich, kogo mogłam o modlitwę w sprawie, i przed terminem rozmowy pobiegłam do Zbawiciela na Eucharystię, żeby powierzyć spotkanie. Taka byłam zaaferowana, że o mało co nie wpadłam pod tramwaj na Marszałkowskiej. Wyjaśniłyśmy sobie wszystko, teraz nie jest już moją przyjaciółką, ale dobrą znajomą, i często bardziej mogę na nią liczyć niż na te osoby, które uważam za przyjaciółki. I chwała Panu

Powrót do góry strony

CYKL „CZAS ŻAŁOBNY” – Anna Kowalczyk, 2023 r.

***

Nie ukoiłam…za krótko
i nie pochowałam wspomnień !
Tulę policzek do smutku,
rozmyślam wciąż: co tu po mnie…?

A życie toczy się dalej,
u bliźnich wszystko w porządku…
Jaką przyłożyć doń skalę,
nie wiem…to tylko mój wątek.

W nim znowu odnaleźć siebie,
gdy BRAK z każdej chwili woła…
Tego łkam, Boże, u Ciebie –
nadaj sens, sama nie zdołam…

***

Żyję poprawnie codziennością:
sprzątam, gotuję, spaceruję…
Ze sztuki korzystam z radością,
nagle ta myśl: ciebie brakuje !

Na nic natura i spacery,
estetyka wnętrz nie nęci…
Nawet sztuka i jej chimery
nie zatrze o BRAKU pamięci !

A potem wracam w mą codzienność:
sprzątam, gotuję, pisze wiersze…
Marzę we śnie, że jesteś ze mną…
Wiem: jesteś – tam, ja – w smutku szepcie.

***

Ty jesteś – tam, ja – tutaj
i nic już muru nie zburzy…
Śmierć weszła miedzy nas „z buta”,
na próżno oczy swe mrużę…

Twoich wypatruję śladów,
modlitwą wzywam i we śnie…
Ty – tam, ja – tutaj…upadam,
wszak między nami…bezkresność.

Tęsknię…a ty już nie za mną,
za Tym, który wszystkich celem…
Więc muszę…mą dziurę czarną
wzywaniem Jego…wybielić.

***

Zamykam dzień wyrozumiale,
dosyć miał swoich trosk i zwątpień.
A jutro…wyjeżdżam do Spały,
zapomnę, w inny wejdę wątek…

Krajobrazy: polny, leśny,
zabytków zaliczę kilka…
Może przeżyję szczęście…we śnie.
Napiszę wiersze…o motylkach.

Powędruję ścieżką nad rzeką,
którą spacerowaliśmy razem…
Rzeka to Pilica…poczekam,
aż łzy wyschną na mojej twarzy.

Czy warto wyjeżdżać do Spały,
aby płakać tam za przeszłością ?
Nie wiem, spróbuję…świat za mały,
przecież nie zapomnę miłości…

Powrót do góry strony