O Nas
Jesienią 2012 roku grupa kilku osób zaczęła realizować pomysł założenia w Warszawie, w kościele na Kamionku, wspólnoty dla osób owdowiałych. Wspólnota powstała z silnego pragnienia (wynikającego z własnych doświadczeń) stworzenia miejsca w Kościele, w którym osobom owdowiałym będzie łatwiej przeżyć trudny czas żałoby. A jest to czas kiedy trzeba często na nowo przemyśleć, przemodlić, przebudować stosunek do Boga, do bliskich i do samego siebie. Na dodatek trzeba to zrobić w jednej z najtrudniejszych sytuacji w życiu. Chcieliśmy stworzyć miejsce, gdzie będziemy razem się modlić za zmarłych współmałżonków, rozważać jak możemy ich wspierać w drodze do zbawienia, jak wykorzystać okres żałoby na zbliżenie do Boga, który w tym szczególnym czasie obdarza nas wyjątkowymi łaskami, pociesza i opiekuje się. Chcieliśmy żałobę przeżywać we wspólnocie Kościoła.
Z drugiej strony osoby owdowiałe, stanowiąc wielki skarb Kościoła, mogą ofiarowując Bogu swoje cierpienie i smutek wyprosić wiele łask dla siebie, dla bliskich i Kościoła.
Dlatego nazwaliśmy czas żałoby ŚWIĘTYM CZASEM ŻAŁOBY.
Podstawą rozpoczęcia działań było wyrażenie zgody i wsparcie idei przez ówczesnego proboszcza konkatedry ks. dr Mateusza Matuszewskiego. Pierwszą Mszę świętą odprawił i poprowadził spotkanie ks. Andrzej Dziedziul MIC, dyrektor Hospicjum Domowego Księzy Marianów przy ul. Tykocińskiej w Warszawie – 17 listopada 2012 roku.
Pierwszymi opiekunami naszej grupy byli księża Pallotyni: dr Leszek Woroniecki i dr Michał Łobaza. Obecnie naszym duszpasterzem jest Ojciec dr Łukasz Andrzejewski, Pasjonista. Serdecznej gościny (i pomocy we wszystkich sprawach) udziela nam ks. dr Dariusz Szczepaniuk, proboszcz parafii konkatedralnej pw. Bożego Ciała w Warszawie.
Są wśród nas osoby z różnych parafii warszawskich i podwarszawskich, różnych zawodów i w różnym wieku. Nie ma zapisów, każdy jest oczekiwany i serdecznie witany :). Nie jesteśmy specjalistami, ekspertami „od żałoby”. Mamy nadzieję, że jesteśmy praktykami pocieszenia i przemiany, a przede wszystkim, że dajemy się prowadzić Duchowi Świętemu, a Matka Boża Zwycięska nas ochrania.
Dlaczego wybraliśmy nazwę „W drodze do Emaus„
W oparciu o rozważania ks. dr Leszka Woronieckiego
Ewangelia wg świętego Łukasza 24,13-35
Zwykła opowieść o podróży, o spotkaniu z nieznajomym, o „przypadkowej” rozmowie. Często dopiero po pewnym czasie widzimy sens takiego spotkania, przypominamy sobie szczególne słowa, uczucia, może decyzje jakie potem podjęliśmy.
Kilka miesięcy temu odczytałam na nowo znany fragment Nowego Testamentu opisujący spotkanie dwóch uczniów z Chrystusem w drodze do Emaus. Zrozumiałam, że to może być opowiadanie o mojej drodze i przemianie, a także o drodze osób, które znalazły się w podobnej do mojej sytuacji – osób, które przeżywają żałobę po śmierci współmałżonka.
W moim przekonaniu śmierć współmałżonka jest przeżyciem nieporównywalnym ze śmiercią innych bliskich osób, zwłaszcza gdy umiera po wielu wspólnie przeżytych latach. Trzeba sobie wszystko na nowo ułożyć, przemyśleć swój stosunek do Boga, do siebie, do rodziny. Trzeba uczyć się na nowo żyć. Często nie można się z tym pogodzić, zrozumieć, trudno dostrzec sens.
Często osoby owdowiałe przez długi czas nie mogą poradzić sobie z nową sytuacją, potrzebują pomocy – przede wszystkim wsparcia duchowego, otoczenia życzliwością i modlitwą. Porównujemy wdowę czekającą na powtórne spotkanie ze współmałżonkiem w życiu wiecznym do Kościoła oczekującego na powtórne przyjście Chrystusa. Przyrównajmy wobec tego cierpienie osoby owdowiałej do smutku i zatrwożenia uczniów po śmierci Chrystusa.
Trzeba czasu i dobrego przeżycia żałoby, żeby zobaczyć jakie znaczenie w historii naszego życia ma to tragiczne wydarzenie. Trzeba zobaczyć je jakby w innym świetle.
Nie wystarczy tylko rozmawiać o tym, co się wydarzyło. Uczniowie idąc do Emaus rozmawiali i zastanawiali się, ale sami nie byli w stanie zrozumieć sensu ostatnich wydarzeń, mimo że byli przygotowani poprzez nauczanie Chrystusa i prawdopodobnie znajomość Pism. Chrystus był dla nich najbliższą osobą, kimś z kim łączyli olbrzymie nadzieje, oczekiwania co do własnej przyszłości i przyszłości całego Izraela – a On został zabity! Ich zaniepokojenie i trwoga wzrosły jeszcze po tym jak okazało się, że zniknęło ciało Jezusa. Nie mogli tego zrozumieć.
Na bolesne zdarzenia nie potrafimy często patrzeć realnie, nawet jeśli dzielimy się nimi z innymi, czasami sami boimy się stanąć wobec nich twarzą w twarz. Pozostajemy smutni, oczy mamy „przyćmione” jak uczniowie i nie rozpoznajemy znaczenia dotykających nas wydarzeń.
Gdy tak rozmawiali i zastanawiali się, sam Jezus przybliżył się do nich i szedł z nimi. Lecz ich oczy były jakby przyćmione i nie mogli Go rozpoznać. Odezwał się do nich: „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze?”. Przystanęli smutni. (Łk 24,15-17)
Uczniowie dziwią się, że mężczyzna, który przyłączył się do nich w drodze nic nie wie. „Jesteś chyba jedynym z przebywających w Jeruzalem, który nie dowiedział się o tym, co się tam w tych dniach stało?” (Łk 24, 18) Po śmierci męża zaskakiwało mnie, że ludzie na ulicy się śmieją, żyją jakby się nic nie stało, jakby nie wiedzieli …
Jezus widząc uczniów zalęknionych, rozgoryczonych dopytuje się co się stało, o czym nie wie? Pozwala im wszystko opowiedzieć, wyrazić rozczarowanie, może gniew, płacz. Nie neguje, nie pomniejsza przyczyny ich smutku, ale pokazuje im dramatyczne wydarzenia własnej męki i śmierci w innej perspektywie, nadaje im nowy sens.
Jakże wielkim pocieszeniem jest zobaczenie dramatycznych wydarzeń naszego życia, życia naszych najbliższych w innej, Bożej perspektywie. Jak wielką radością napełnia nas nadzieja, że nasi małżonkowie oglądają już Boga twarzą w twarz. To już tylko krok do wielkiej tęsknoty za niebem, za Bogiem!
Tak jak uczniowie potrzebowali, aby Chrystus wyjaśnił im wszystko „od Mojżesza”, tak i my często potrzebujemy wyjaśnienia i przebycia wspólnej drogi z drugim człowiekiem, z kapłanem i przede wszystkim ze Słowem Bożym. Słowo Boże napełnia nas lepszym zrozumieniem świata i siebie, naszych uczuć, pragnień.
I zaczynając od Mojżesza, przez wszystkich proroków, wyjaśniał im co odnosiło się do Niego we wszystkich Pismach. (Łk 24,27)
Żywe Słowo o uczniach z Emaus traktuję jako dane mi osobiście, a także jako dane innym osobom owdowiałym, z którymi spotykam się we Wspólnocie Osób Owdowiałych, jaką udało nam się utworzyć ponad rok temu.
Przez to Słowo Bóg dotknął istoty naszych trudnych przeżyć i wskazał drogę wyjścia.
Uczniowie mimo, że nie poznali Jezusa zaprosili Go do siebie, nalegali żeby z nimi został, rozmawiali z Nim, czuli się przy Nim bezpiecznie. Jezus czekał, aż sami poproszą Go aby został, pozostawił im całkowitą wolność.
I zbliżyli się do wsi, do której zdążali, a On sprawiał wrażenie, że idzie dalej. Lecz oni nalegali: „Zostań z nami, gdyż zbliża się wieczór i dzień dobiega końca”. Wszedł więc, aby pozostać z nimi. (Łk 24,28-29)
Jezus nie pozostawia uczniów samych w ich wielkim strapieniu, obdarowuje ich wielką łaską – swojej serdecznej obecności, uwagi i nauki. Pojawia się przy nich w sposób bardzo naturalny, przychodzi spokojnie, bez grzmotów, huraganów. Tak też towarzyszy nam, szczególnie w chwilach zmartwień i bólu. Jestem przekonana, że w szczególny sposób opiekuje się osobami owdowiałymi, obdarza je szczególnymi łaskami i wysłuchuje ich próśb.
Bóg potrafi dotrzeć do naszego serca i zmienić je, nadać nowy sens naszemu życiu. Bóg zjawia się często w sposób nierozpoznawalny, zbyt normalnie. Idzie z nami tam gdzie my, towarzyszy, pokazuje że można iść dalej, ale na prośbę uczniów zostaje z nimi. Szedł z nimi i tłumaczył tak daleko, jak mogli wtedy zrozumieć. Oni się tego nie spodziewali, my też często otrzymujemy od Boga to, czego się nie spodziewamy. Obyśmy umieli wtedy zaufać, że jest to dla nas najlepsze.
Jezus umocnił, uleczył uczniów z lęków i smutku nie tylko słowem, ale też modlitwą oraz poprzez łamanie i rozdawanie chleba. Także dziś modlitwa i Eucharystia są drogą umocnienia i uzdrowienia, szczególnie duchowego.
Gdy zasiedli do stołu, On wziął chleb, odmówił modlitwę uwielbienia, połamał i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i rozpoznali Go. Lecz On stał się dla nich niewidzialny. I mówili do siebie: „Czy serce nie rozpalało się w nas, gdy rozmawiał z nami w drodze i wyjaśniał nam Pisma?”. W tej samej chwili wybrali się i wrócili do Jeruzalem. Tam znaleźli zgromadzonych Jedenastu i innych z nimi, którzy mówili :”Pan prawdziwie zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. Także oni opowiadali o tym, co się im przydarzyło w drodze i jak dał się im poznać po łamaniu chleba. (Łk 24,30-35)
Przemienieni uczniowie stają się odważnymi świadkami Chrystusa, mimo nocnej pory i groźby prześladowań wracają do Jerozolimy, do wspólnoty apostołów i dają świadectwo prawdzie.
Kiedy zakładaliśmy Wspólnotę Osób Owdowiałych, nie mieliśmy ustalonej nazwy. Po kilku miesiącach zrozumieliśmy, że naszym celem jest przebycie drogi do Emaus i zgoda na przemianę. Przyjęliśmy nazwę W drodze do Emaus.
Pokładam zaufanie w Bogu, że członkowie wspólnoty W drodze do Emaus będą przemieniani w dzielnych i radosnych świadków Chrystusa.
Teresa Krynicka, Warszawa, październik 2013